Choroba otyłościowa. Tu naprawdę nie chodzi o rozmiar XS
Beata Igielska, NewsMed: Kiedy zdała sobie pani sprawę, że otyłość to choroba?
Agnieszka Liszkowska-Hała, prezeska Fundacji Siła: Miałam 24 lata, gdy zaczęły się obrzęki. Było to związane z problemami tarczycowymi, niestety, niezdiagnozowanymi. Dopiero później się okazało, że to choroba Hashimoto. Potem, gdy zaczęłam „puchnąć”, podejrzewałam, że coś musi się dziać nie tak, jeśli chodzi o metabolizm węglowodanów. Okazało się, że mam zaburzenia glikemiczne.
Przeszłam długą drogę, zanim usłyszałam, że choruję na otyłość. Gdybym miała taką wiedzę, jak dziś, droga byłaby krótsza. Niestety, polskie statystyki dotyczące diagnozowania otyłości mówią, że trwa to około pięciu lat. Dopiero w szpitalu otrzymałam diagnozę, a było to dopiero po kilku latach zmagania się z różnymi dolegliwościami. Usłyszałam wówczas, że choruję na otyłość – symbol choroby E66. Wtedy e dlatego dałam sobie sprawę, że otyłość to choroba, w dodatku choruję na nią.
I naprawdę wcześniej nie przyszło pani do głowy, że to może być choroba otyłościowa?
Nie. Może dlatego, że nigdy nie doszłam do trzycyfrowej wartości na wadze. Wizualnie dla wielu osób nie byłam osobą z otyłością. Prowadziłam aktywny styl życia, więc przeszkadzało mi to, że puchnę i przybieram na masie ciała, ale nie wyglądałam tak, żeby ludzie zwracali na to uwagę.
Droga do właściwej diagnozy w pani przypadku jak i w przypadku bardzo wielu osób jest bardzo kręta.
Tak. Osoby z otyłością wizualnie zwracają na siebie uwagę, bo mają nadmiar kilogramów i obwód pasa zazwyczaj powyżej 100 cm – tu jest inna klasyfikacja dla mężczyzn i dla kobiet – generalnie dość łatwo zauważyć tę chorobę.
Wiele osób w chwili, kiedy decyduje się udać do lekarza, a często to lekarz pierwszego kontaktu, słyszy w gabinecie: „Proszę się przestać obżerać, proszę się więcej ruszać”. To klasyka. Wtedy pacjent czuje się zdemotywowany, kończy więc z poszukiwaniem diagnozy. Bo skoro to jego wina, to po co, i tak nie da się z dodatkowymi kilogramami nic zrobić.
Tę chorobę dość dobrze widać na zewnątrz, pomimo że u każdego chorego ma inne podłoże, jest warunkowana różnymi mutacjami genowymi, często są dodatkowe powikłania hormonalne i inne. Oczywiście, brak aktywności fizycznej nie pomaga, ale przy takich stwierdzeniach też byłabym ostrożna. Znam wiele szczupłych osób, które nie prowadzą zdrowego stylu życia, jedzą byle jak, a mimo to nie przybierają na masie ciała. Zatem nie jest to tylko kwestia jedzenia i złych nawyków.
A mogłaby pani wymienić czynniki, po których możemy rozpoznać, że to już choroba otyłościowa?
Przede wszystkim zwiększona masa ciała, liczne obrzęki, przybieranie na masie ciała i zmęczenie. Dodatkowo mogą pojawić się powikłania jak np. sercowo-naczyniowe, cukrzyca typu 2, bezdech senny.
Co więc zrobić, aby skutecznie, tak jak pani, zmierzyć się z otyłością?
Żeby zmierzyć się z otyłością, należy pamiętać, że to choroba, którą się leczy. Lekarz decyduje o drodze leczenia i o tym, jak będzie „uszyta” na potrzeby każdego pacjenta. Pierwszym krokiem nie powinny być drakońskie diety i ostry trening pięć razy w tygodniu. Ruch przy dużej masie ciała wprowadza się pod okiem fizjoterapeuty, bo nie może być na początku bardzo intensywny. Należy więc się udać do specjalisty od chorób metabolicznych, który jest w stanie – dzięki szeregowi badań – „uszyć” cały proces leczenia na miarę. Często pacjent potrzebuje konsultacji z psychologiem, ponieważ wielokrotne próby poszukiwań rozwiązania problemu na własną rękę kończą się demotywacją. U wielu osób pojawiają się stany depresyjne, zniechęcenie i brak celu.
Dobrze dopasowany ruch, nawet gdy początkowo będą to spacery, dobrze byłoby skonsultować ze specjalistą, który wytłumaczy, np. czym jest spalanie tkanki tłuszczowej itd.
Potrzebny jest też dietetyk, który zbilansuje dietę. Bo stara zasada mówi: żeby schudnąć, trzeba jeść. Organizm musi otrzymać odpowiednią liczbę kalorii. Oczywiście, jest potrzebny deficyt kaloryczny, czyli zjadanie mniej niż potrzebujemy, ale jednak posiłki muszą mieć wartości odżywcze, muszą być odpowiednio zbilansowane, chodzi o racjonalne żywienie. Sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić, nie podamy sobie odpowiedniej ilości zdrowych tłuszczów czy białka.
Jest więc szereg rzeczy, które trzeba wdrożyć, ale i tak wracamy do punktu wyjścia – wizyta u lekarza. Nie ma od tego ucieczki.
Zabrzmiało to tak jakby pani długo eksperymentowała na własną rękę…
Tak było do momentu, aż zostałam skierowana na kilka dni do szpitala, gdzie zrobiono mi kompleksowe badania. Jak wspomniałam, zaczęło się od tarczycy, a potem okazało się, że mam kolejne powikłania hormonalne osi trzustkowej, wyszła insulinooporność, hiperinsulinemia, hipoglikemia reaktywna, która sprawiała, że byłam senna, na nic nie miałam sił. Gdzie tu więc było znaleźć motywację do walki o siebie?
U każdego mogą być inne powody choroby otyłościowej. Dlatego tak ważne jest, żeby o procesie leczenia zadecydował specjalista.
Co zmieniło w pani życiu leczenie otyłości?
Zapewniło lepszy komfort życia, ponieważ zapanowałam nad samopoczuciem, spadkami sił, sennością.
Mam świadomość, że choroba jest we mnie i będzie, jestem obciążona, ale nie poddaję się, staram się odpowiednio odżywiać, ćwiczyć, mam swojego lekarza. Po prostu znam przeciwnika (chorobę), nie doszukuję się w sobie winy, że za mało ćwiczę, że na co dzień popełniam błędy powodujące przybieranie na masie ciała.
Zatrzymałam proces przybierania na wadze i to jest podstawa. Dzięki historii, którą przeszłam, stałam się wiarygodnym ambasadorem kampanii „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”. Do dziś ludzie dziękują za dzielenie się moją historią, bo kogoś zmotywowała ona do pójścia do lekarza, a kogoś innego do rozmowy z mamą, bo okazało się, że jest ona osobą chorującą na otyłość, a nie tak jak to było powtarzane przez wiele lat – „taka jej uroda”.
Pamiętajmy, że otyłość to śmiertelna choroba, powoduje 200 powikłań, m.in. nowotwory, nadciśnienie tętnicze, cukrzycę typu 2. Warto walczyć o swoje zdrowie – w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo stawką jest nasze życie. Większej motywacji już chyba nie ma.
Czyli podsumowując: warto leczyć otyłość.
Jak najbardziej. I pamiętać, że otyłość nie jest ani winą, ani wyborem chorego. Apeluję do osób z jego otoczenia, do jego bliskich, kolegów i koleżanek z pracy, lekarzy: nie stygmatyzujcie. Osoba chorobą otyłościową sama widzi kłopot. Wspierajcie, spójrzcie na tego człowieka jak na osobę, która potrzebuje pomocy. Warto próbować rozmawiać na temat choroby.
Czy to dlaczego powstała fundacja SIŁA?
Celem Fundacji SIŁA jest wspieranie osób chorujących na otyłość. To dopiero początek drogi, ale mamy wiele ciekawych pomysłów, które chcemy realizować w niedalekiej przyszłości. Czasami odbywają się wydarzenie integrujące lokalną społeczność, żeby zmotywować do ćwiczeń, do zdrowego stylu życia. I wspierać, powtarzać, że warto coś zrobić dla siebie, zawalczyć o siebie.
A gdyby pani miała stworzyć kilka przykazań dla chorych na otyłość, co to byłoby?
To nie takie proste, bo jak mówiłam sprawa jest indywidualna u każdego chorego, ale próbuję: chodzi o twoje życie i zdrowie, idź do lekarza, uzyskaj pełną diagnozę, rozpocznij leczenie i wdróż wskazówki mające na celu poprawę komfortu i jakości życia.
Każdy pacjent, którego znam, a który jednak wykonał ten krok do zdrowia, nigdy nie powiedział, że żałuje. Nawet jeśli jest to trudny proces, to wart tego, by w niego wejść. Życie poprawia się, jest w nim więcej sensu, pojawia się więcej celów do zdobycia.
Nie będzie łatwo, są różne momenty, ale gdy widzi się pierwsze efekty, one dają siłę do dalszych działań.
I właśnie dzięki tej sile rozmawiam z pogodną panią Agnieszką.
Oczywiście. Choruję na otyłość, jestem pacjentką, ale mam swoje pasje i wolę walki o siebie. Mój dodatkowy zawód to trenerka fitness. Z zamiłowania, ale też z determinacji poszukiwania rozwiązań, zdobyłam te kwalifikacje, posiadam jeszcze większą wiedzę. Prowadzę zajęcia dla kobiet u siebie, lokalnie w projekcie „Jest kobieta, jest siła”. Powiem szczerze, że niejednokrotnie udało się zmotywować, by ktoś zrobił pierwszy krok, wysłać kogoś na badania, przekonać, że warto.
Tak więc nie brakuje mi pogody ducha. Najtrudniejsze momenty już za mną. Choroba będzie ze mną do końca życia, ale znam narzędzia, których muszę używać, są one dobrane specjalnie dla mnie. Dzięki temu, że udałam się specjalisty, nie próbowałam już więcej na własną rękę eksperymentować, doprowadziłam do momentu, że żyje mi się lepiej.
Tu naprawdę nie chodzi o rozmiar XS. Nie operuję wagami ani rozmiarami, bo każdy ma inną budowę, skład ciała, skład mięśniowy. Leczenie otyłości to coś zdecydowanie więcej niż sama redukcja masy ciała, to czujność na uniknięcie lub zatrzymanie rozwoju powikłań. Nie porównujmy więc parametrów, ale dążmy do uzyskania stanu, kiedy czujemy się dobrze, kiedy parametry metaboliczne się poprawiają.
Artykuł sponsorowany powstał we współpracy z Novo Nordisk Pharma Sp. z o.o. będącej organizatorem kampanii edukacyjnej „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”.